Aktualny dzień w Marancie: 28.03.2
Goniec Valfdeński II

Z Forumowy system RPG Marant



Goniec logo.png

Wstęp

Witaj ponownie ludu Valfden!

Tak, tak nie myliście się. Wróciliśmy! A powroty są jak zwykle… zaraz, zaraz. Niech zgadnę… Czyżbyście myśleli, że ten majątek, który zbiliśmy po wydaniu pierwszego numeru wystarczył, aby spakować wszystko i wyprowadzić się na jakąś tropikalną wyspę gdzie wśród skąpo odzianych niewolnic popijalibyśmy drinki z połówek wydrążonych kokosów? Nic bardziej mylnego! Chociaż w sumie mieliśmy i taki plan. Niestety wystąpił problem natury technicznej, ostatni numer przyniósł nam jedynie 200 grzywien zysku.. Skąpe skur…czybyki. :(

Nie pozostało nam nic innego jak wziąć dupę w troki i zabrać się do jeszcze bardziej wytężonej pracy. Nasi reporterzy byli wszędzie. Od krasnoludzkich tuneli Ekkerund aż po tajemnicze obozy skazańców w Mor Andor. Zapytacie pewnie jak? A mamy dojścia. Nie mniej zebraliśmy naprawdę sporo ciekawych treści, które poszły się przysłowiowo paść.. Dlaczego? A już wam tłumaczę. Okazało się, bowiem, że kij tkwiący w tyłkach niektórych z obywateli naszego wspaniałego królestwa tkwi bardzo, ale to bardzo głęboko. Prawdopodobnie uciska on jakieś ważne organy odpowiadające za po pierwsze trzeźwe myślenie, a po drugie dystans do siebie samego i innych. Szok prawda? Ale do sedna!

Goniec II wstęp.jpg

W ubiegłą sobotę, gdy redaktorzy naszego pisma zebrali się na cotygodniową debatę poprzedzającą ostateczny skład i wydanie numeru – w dziennikarskim żargonie nazywamy ten okres „martwą kreską”… (wiemy, że durnie, ale nie my to wymyśliliśmy) zdarzyło się coś, co dosłownie i w przenośni wywróciło naszą redakcję do góry nogami. W późnych godzinach wieczornych, tak, około 22: 21 gdy większość z nas raczyła się ostatnimi „wzmacniaczami” chroniącymi przed zaśnięciem do pomieszczeń Gońca wdarła się 4 osobowa grupa fanatyków religijnych. Tak, dobrze przeczytaliście. Krzycząc coś o tym, że „Zhańbiliśmy imię świętych mężów Zartata.” Wyciągnęli broń i zaatakowali. W wyniku ataku terrorystycznego straciliśmy DWUNASTU wiernych towarzyszy naszego dziennikarskiego życia oraz cały przygotowany do wydruku materiał. Szczęście, że Ci idioci wyposażeni byli jedynie w proce i rzeczne otoczaki, więc uniknęliśmy strat w ludziach. Niestety na placu boju „śmierć” poniosło kolejno: osiem porcelanowych kubków na kawę, trzy butle czarnego inkaustu i wazon naczelnego będący prezentem i jednocześnie pamiątką po zmarłej prababci. Cześć ich pamięci! Do zorganizowania i przeprowadzenia tego ataku przyznała się treworska Zar-Kaida. Będąca lokalnym odłamem fundamentalnej organizacji czczącej Zartata.
Mimo wszystko, chcemy Was jednak zapewnić, że nie damy się tak łatwo złamać, a ofiara, którą ponieśliśmy nie pójdzie na marne! Wróciliśmy i bójcie się Wy, którzy nie potraficie się śmiać z samych siebie!

Pozdrawiam bardzo serdecznie i zapraszam do czytania


Redaktor naczelny
Mordian Gorii





Aktualności

Kotolandia, czyli Zuesh zamorską kolonią Valfden?


Goniec II aktualności.jpg


Mijają dokładnie dwa tygodnie od powrotu naszych dzielnych wyzwolicieli, którzy z pieśnią na ustach i ogniem poświęcenia w sercach wyruszyli z portu Atusel by nieść pomoc, ochronę i odkupienie ciemiężonym przez demony Kunanom, którzy to z niezbadanych do tego momentu przyczyn przez wieki pozostawali w ukryciu i odosobnieniu na sąsiadującej z Valfden wyspie do niedawna uznawanej za niebezpieczne tereny Ignis Terra – pustkowia powstałego na skutek oddziaływania niszczącej siły asteroidy, która kilkanaście o ile nie kilkadziesiąt lat temu zniszczyła mniej więcej trzecią część kontynentu włączając w to nasz pierwszy dom, jakim była wyspa Marant.
Koteł

Dość już jednak o historii, wróćmy do aktualności, otóż przedstawiciele ludu Kunan są humanoidalnymi postaciami wielkich kotów wyposażonych we wszystko, co standardowy dachowiec mieć powinien: ogon, wąsy, futro i pazury. Te oto mruczki od kilku dobrych lat nękane były przez demony, które z równie nieznanych przyczyn właśnie teraz pokazały pazurki niszcząc praktycznie całą futrzastą cywilizację. Z relacji świadków (anonimowy brat Robert z Bractwa Świtu) wynika, że gdy posiłki dotarły na wyspę było tam źle. Demony, demoniczne demony i takie demoniczne sługi demonów praktycznie wybiły większość stawiających opór i gdy już siły obrońców zaczynały słabnąć, a serca zaczyna ogarniać trwoga pojawili się oni. Na białych… dobra nie fantazjujmy… na horyzoncie pojawił się biały żagiel zwiastujący nadejście odsieczy. Jak to zazwyczaj w bajach bywa odsiecz przybyła w ostatnim momencie przedzierając się przez hordy demonów jak rozgrzany nad paleniskiem miecz katowski przez trzewia torturowanego skazańca. A co!
Demony zostały pokonane, wyspa wyzwolona, a dowodzący wyprawą hrabia Tacticus nieoficjalnie objął Zuesh protektoratem Valfden, co w praktyce znaczy tyle, że królestwo poszerzyło swoje dominium o nowe półpustynne ziemię zniszczone przez demony, odłamek asteroidy i pewnie jakieś inne cholerstwo. Brawo! Perła w koronie! Winszować..

Ktoś tam mówił, że Zuesh nadaje się na bazę wypadową floty i pierwszy punkt oporu, ale… Ale „nadaje się” znaczy tyle, co. „Wpompujmy tam górę złota, wybudujmy fortyfikacje i łudźmy się, że w tym czasie nikt nie zdecyduje się zaatakować. Podobno Wielki Kocur jeszcze jest na wyspie, zainteresowani mogą spotkać cudaka w dzielnicy szlacheckiej, gdzie gości się w posiadłości rodu Tacticus. Też bym chciał mieć takiego kotałkę…. No cóż, może kiedyś? A nie, zapomniałem… Znieśli nam niewolnictwo. „Smóteg, rzal i bul”.


Gucio Cudakus


Na kolonii fajnie jest


Portal do kolonii karnej.jpg


Jestem ciekawa czy Wy moi kochani zauważyliście to samo, co ja. Kolejki przy portalu do kolonii. Z pozoru normalne miejsce w mieście, które wielu osobą kojarzy się z niczym innym jak tylko przymusowym miejscem zsyłki przestępców i morderców, na myśl, o których aż włos się jeży na głowie stało się całkiem nagle bardzo popularne. Nie czekając długo i my wysłaliśmy tam swojego człowieka, który wrócił z garścią bardzo ciekawych informacji. Myśląc o Mor Andor chyba każdy z nas od razu widzi bandę dzikusów i demonów, którzy tylko czekają, aby rozszarpać nieszczęśnika i pożreć jego parujące jeszcze wnętrzności. Sęk w tym, że wcale tak nie jest. Jak donosi nasz reporter tereny kolonii są całkiem bezpieczne dla kogoś, kto w stopniu zaawansowanym potrafi posługiwać się mieczem, a mieszkający tam ludzie prócz odsetka skazańców są w większości nieszczęśnikami, którzy mieli tego pecha, że znaleźli się w niewłaściwym miejscu w czasie, gdy król tworzył kopułę bariery magicznej. Nie mogę powiedzieć, więc: „bierzcie dzieciaki i jedźcie z nimi na kolonię”, ale lepiej „nie taki demon straszny jak go malują”.
Moja kobieca zwodniczość i zawiłość myślenia oczywiście musiała poprowadzić mnie całkowicie w błędnym kierunku, gdyż miałam powiedzieć o czymś całkiem innym, a mianowicie, – dlaczego tyle osób nagle zapragnęło przekroczyć portal i przedostać się na drugą stronę. Nasi informatorzy donoszą, że może to mieć związek z tajemniczym Legionem. Nieznanym dotąd bytem, który manifestuje swoją obecność coraz większej grupie osób pozornie niezwiązanych ze sobą niczym szczególnym. Podobno pierwszy przejaw tego działania ujawnił się w czasie podróży na Zuesh oraz w trakcie wyzwalania miasta i w sumie całej wyspy. Potem głosy ucichły, albo Ci, którzy je słyszą postanowili milczeć. Przypuszczam, więc, a moja intuicja rzadko mnie zawodzi, że dziwne podróże do teoretycznie najniebezpieczniejszego miejsca na wyspie mają związek właśnie z tym tajemniczym Legionem.


Morning Atari




Temat Numeru

Wywiad z wicehrabią Gordianem Morii

Gordian Portret.jpg
Dragon'asi Kantares: Temat tego numeru będzie nietuzinkowy, ale równie nietuzinkowa jest osoba, z którą dzisiaj rozmawiam. Hrabia, Dowódca Królewskiej Floty, były Marszałek Koronny, kapitan Łowcy Burz, swego czasu również elekt oraz od niedawna restaurator. Czy to wszystko, czym pan się zajmował panie Gordianie?



Gordian Morii: Wicehrabia, panie redaktorze. Hrabią jest mój ojczym Devristus Morii, ja jestem jedynie dziedzicem, ale w odpowiedzi na pytanie, to myślę, że znalazłoby się jeszcze kilka dziedzin, którymi się zajmowałem, chociażby myślistwo w niepożałowanej Ostoi. Ale z tych ważniejszych wymienione zostały chyba wszystkie.

DK: Nasze spotkanie dotyczyć będzie oczywiście rozmowy na temat nowo otwartej restauracji, ale najpierw proszę powiedzieć, skąd tak szeroki wachlarz zainteresowań? Czy nie podziela pan bardzo popularnej opinii, że jeżeli coś jest do wszystkiego, to jest tak naprawdę do niczego?

GM: Szczerze powiedziawszy kiedyś nawet sam tak myślałem, ale z czasem doszedłem do wniosku, że jest to zwyczajna bzdura. Jeśli masz czas i chęci to zawsze warto jest inwestować go w siebie wszechstronnie się rozwijając. Prócz nieocenionego doświadczenia zdobywa się w ten sposób obraz samego siebie. Nie wiem czy nie jestem w czymś dobry dopóki tego nie spróbuję. A życie jest tak krótkie, że odkładanie tych prób na później może okazać się zgubne i w konsekwencji kiedyś, gdy będziemy już starzy, jakiś wewnętrzny głos sumienia będzie nas ciągle męczył mówiąc – „A pamiętasz tamto astas…”

DK: W sumie dużo w tym racji, ale czy nie lepszym specjalistą będzie ten, który całe życie zajmuje się jednym i tym samym?

GM: Ale proszę zauważyć, że ja to właśnie robię. Czy zarządzanie państwem nie wymaga takiego samego skupienia jak zarządzanie restauracją czy okrętem? Tak w jednym, jak i w drugim przypadku musimy mieć odpowiednich ludzi, którzy będąc w swej dziedzinie ekspertami dadzą nam odpowiednio wcześnie sygnał, co szwankuje i na czym powinniśmy się skupić. To jest podstawa. Działanie w zespole eksperckim, w którym każdy jest za coś odpowiedzialny. Jak na okręcie, to ja jestem kapitanem, ale mam też sternika, który dba o to by okręt nie rozbił się o rafę, kwatermistrza troszczącego się o zapasy żywności i wody i puszkarza, odpowiadającego za sprawność okrętu. Jeśli każdy z podmiotów działa niezawodnie okręt płynie. Analogicznie jest z państwem.


Restauracja bella toscana II.jpg

DK: Ciekawy pogląd, ale porozmawiajmy o restauracji. Bella Toscana, tak? Skąd ten pomysł?

GM: Szczerze to chyba z własnej próżności hahaha. Kiedyś przychodzi taki czas, gdy człowiek chciałby się spróbować w czymś innym. Jedni zakładają hodowle koni, inni kupują okręt, a ja z racji tego, że mam już to i to postanowiłem otworzyć pierwszą prawdziwą restaurację specjalizującą się przede wszystkim w kuchni opartej na owocach morza i zamorskich frykasach, których Valfden nie zna.

DK: No tak, ale widzę, że jest to lokal przeznaczony tylko dla wybranych.

GM: Cóż… Takie rzeczy kosztują, a sam wystrój i meble sprowadzane aż z Ilusmiru niezbyt dobrze znoszą spotkania z brudnymi czy obłoconymi szatami biedniejszej części społeczeństwa wyspy. Dlatego postanowiłem, by Bella Toscana stała się centrum życia szlachty i arystokracji naszego królestwa. Wkrótce planuję zorganizować powitalną kolację inaugurującą działanie, na której znajdzie się oczywiście również miejsce dla naszej redakcji Gońca Valfdeńskiego, gdyż jak mało, kto ród Morii ceni sobie dobre kontakty z prasą.

DK: Oczywiście jak każdy. Dziękuję w takim razie za zaproszenie, a naszym czytelnikom za uwagę, gdyż wszystko, co dobre, szybko się kończy, a obowiązki pana Morii wzywają. Dziękuję jeszcze raz i do widzenia.


Dragon'asi Kantares


Restauracja bella toscana.png






Między nami plotkarzami

Wniebowstąpienie!


Goniec II niebo.jpg


Cuda i dziwy odnaleziono hrabiego Morii, który wniebowstąpił? Dokładnie tydzień temu kilkudziesięciu mieszkańców Atusel zauważyło dziwny obiekt na niebie, który po kilkudziesięciu minutach zniknął im z oczu zamieniając się w dym. Mówi się, że to hrabia Devristus Morii, który wysłany został z misją pojmania niebezpiecznych przestępców wpadł w sidła jednego z nich stając się żywym przykładem nieważkiej istoty. Podobno wznosił się ku niebiosom z dosyć dużą prędkością starając się pochwycić gwiazdy, które pojawiały się na wieczornym niebie. Nikt nie wie, co się z nim stało oraz w jaki sposób oderwał się od ziemi.

Zapytany przez nas ekspert mag Juri Gagarin zajmujący się problemem kosmosu i innych wymiarów powiedział
- Lewitacja i stany nieważkości są czymś, czego doświadczyć może każdy doświadczony mag. Wystarczy skupienie i odrobina wiedzy. Niestety igranie z takimi zachowaniami często przynosi nam nietypowe a czasem wręcz tragiczne efekty, czego przykładem może być wspomniany przez pana redaktora mag, który w tym momencie prawdopodobnie opuścił już planetę Marant i umarł z powodu braku tlenu i ciśnienia gdyż próżnia panująca w kosmosie uniemożliwia tam jakiekolwiek istnienie nawet potężnych magów.


Goniec II devristus.jpg


Staraliśmy się złapać również jego syna i prosić o komentarz, jednak nieszczęśliwie wicehrabia, chociaż teraz być może już hrabia Morii przekroczył portal kolonii Mor Andor i nie mogliśmy się z nim skontaktować.


Arnaton Tatatorn


Cztery razy po dwa razy...

Portret anette.jpg
Odrobinę boję się o swoje życie gdyż pisząc te słowa narażam się na atak świrów, ale cóż… życie. Już jak na starcie ustalił sam naczelny Zar-kaida jest bandą idiotów, niepojmujących życia. Nie mniej może to co teraz przeczytają otworzy im te zaślepione fanatyczną wiarą oczy i znajdą wreszcie tych, którzy prawdziwie szargają dobre imię ich bóstwa – przeczystego Zartata.

Zapewne pamiętacie artykuł z ubiegłego numeru, w którym ukazaliśmy czarno na białym, niecne grzeszki barona Venatio i szlachcianki Antarii. To, o czym dowiedzie się teraz wyrwie was z butów wraz ze skarpetami.
Okazuje się, bowiem, że związek tych dwojga państwa przeżywa kryzys. Tak, dokładnie KRYZYS. Szepty, śmiechy i wymowne spojrzenia mieszkańców dzielnicy szlacheckiej prawdopodobnie wystarczyły, aby nasze dwa gołąbki popadły w zakłopotanie, zażenowanie lub cholera wie co jeszcze. Jak zauważają nasi informatorzy i stali bywalcy królewskich bankietów już nie widać ich razem, nikt się nawzajem nie odwiedza, nie ma romantycznych spacerów ani kolacji. Czyżby wielkie uczucie zgasło?

Goniec II cztery.jpg

Żeby tego było mało nasz reporter był naocznym świadkiem jak niejaka Anette Du’Monteau (swoją drogą niezwykle urodziwa panna) w środku nocy, dokładnie kilka minut po północy przeskoczyła ogrodzenie dworu barona w swym przyciasnym dopasowanym wdzianku z dużo za dużym dekoltem. Oczywiście drzwi otworzył służący a cała scena „werandowa” miała przypominać tę oficjalną, wizytową, ale nie czarujmy się… Panienka opuściła dwór dopiero kilka godzin później, gdy pierwsze promienie słońca zaczynały różowić niebo. Dziwne te nocne spotkania prawda?
Bądźmy jednak sprawiedliwi i spójrzmy w tym momencie na pannę (?) Evening. Ją też widziano, ale w domu wampira Dragosaniego Antaresa, z którym to jak gdyby nigdy nic spędzała sobie popołudnie. Bardzo ciekawe jest również pewne „udogodnienie”, które wampir zamontował pomiędzy ich domami. Sznurek z rolką i koszyczkiem, którym przekazują sobie wiadomości. O czym piszą? Tego jeszcze nie wiemy, ale się dowiemy! Nie mniej jednak sprawa jest nieco utrudniona z powodu porywczości wampira. Zdajecie sobie sprawę, że pewnego popołudnia całkowicie bez przyczyny wypadł z domu i zaczął strzelać do przypadkowych ludzi? Pech chciał, że tym nieszczęśnikiem był pracujący u nas praktykant, który dosłownie otarł się o śmierć, gdy kula z pistoletu śmignęła mu nad głową. Pytamy się, kto wydał zezwolenie na broń takiej osobie? Strach się bać…

Zar-kaido działaj! Masz błogosławieństwo Zartata!


Edek Noldrek




Popij kompotem... czyli suchary dla każdego


- Jak nazywamy konfederację przeciwko królowi Isentorowi?
- SpISEK!


Przychodzi zombie nekromancie do salonu
- A ty ścierwo gdzie mi się rozkładasz na kanapie!
- A co? Mam gnić w przedpokoju?


Krasnolud pyta człowieka:
-Czy wiesz, jaką ilość piwa mogę wypić?
-Wiem. Każdą, jaką cię poczęstują!


Wchodzi troll do biblioteki: -Poproszę jakąś książkę.
-Czy to ma być coś z filozofii, czy coś lżejszego?
-Wszystko jedno jestem dość silny